poniedziałek, 4 lutego 2013

Człowiek orkiestra. Rozmowa z Kacprem Durajem aka JeyJey— saksofonistą, rezydentem Teatr Klubu i Domówka, nową twarzą Eska TV.


Dążę do kilkutysięcznej publiki, do gry na wielkiej scenie. Wiele osób powtarza mi, że jak na swój wiek powinienem wyluzować i trochę poszaleć, jednak ja myślę bardziej dojrzale.


Już jako ośmiolatek sięgnąłeś po saksofon. Czym zauroczył cię ten instrument?
Chodziło o kawałek, a dokładniej o kilka kawałków. Zawsze podobał mi się saksofon w piosenkach smooth jazzowych, a jego brzmienie szczerze mnie uwiodło, jak usłyszałem Careless Whisper George’a Michaela i Lily was here Candy Dulfer. Wtedy postanowiłem rozwijać się w tym kierunku. Wcześniej trenowałem też taniec, grałem na pianinie. Ale właśnie z saksofonem zdecydowałem związać swoje życie.


Jak wyglądały twoje początki z saksofonem?
Na początku grałem akustycznie. Zaczęło się od występów w małych restauracjach, pubach z zespołem CoCa-live sax&guitar. Nazwa naszego duetu pochodzi od pierwszych liter imion założycieli- Kacpra Duraja i Konrada Włoczyka - uczestnika programu X-factor. Od 4 lat aranżujemy polskie i zagraniczne utwory. Gramy bardzo kameralne koncerty utrzymane w klimacie jazzu, bluesa i rocka. W tym kierunku się rozwijałem, zanim wyjechałem studiować do Wrocławia. Tam rozszerzyłem nieco zainteresowania. Kiedyś poszedłem do klubu, który wtedy nazywał się Oławska 9 (dzisiejszy Teatr), gdzie usłyszałem bardzo dobre remiksy. Wtedy pomyślałem, że fajnie by było stworzyć coś nowego, z czym dotrę do większego grona odbiorców.  Podszedłem więc do DJ, który okazał się znanym producentem, zagadałem, a on zaprosił mnie na próbne granie na jego urodzinach i tak zaczęło się to rozkręcać. Do dziś udało mi się wystąpić przed nawet kilkoma tysiącami osób, a granie przed taką publicznością bardzo mnie jara.
Z Konradem na castingu do X- Factor

A jak zauważyli cię DJe z Ministry of Sound ze Skandynawii?
Właściwie dzięki mojemu bratu, który pełnił rolę mojego menagera za granicą. Wiedziałem już wtedy mniej więcej kto i gdzie gra, bo wcześniej współpracowałem z tamtejszymi DJami. Poszedłem więc do jednego z pubów, oczywiście z saksofonem, spytałem czy mogę pograć, im bardzo się to spodobało i później występowałem z rezydentem Ministry of Sound. Dostałem nawet propozycję stałej współpracy od  Dunka Dunka– managementu z Norwegii, ale wróciłem do kraju, bo wygrałem casting w Esce.

Obecnie oprócz grania z CoCą i solowych występów bierzesz też udział w Show me love. Czyj to pomysł?
Propozycja padła od rezydenta clubu Teatr– Piotrka Wiatra, który stworzy projekt. Jest to połączenie muzyki klubowej z brzmieniem żywych instrumentów i wokali. Na perkusji gra Muciek, ja na saksofonie, skrzypaczka, wokaliści i przeważnie dwóch DJ-ów (Piotr Wiater i Sheevia). Raz w miesiącu gramy w clubach. Czasem występują z nami też tancerki. Chcemy pokazać ludziom, że muzyka house’owa może być ambitna.


Więc w której roli czujesz się lepiej– przy DJ w Show me love czy na kameralnej scenie z CoCą?
Trudne pytanie. Podoba mi się i tu, i tu  W muzyce akustycznej czuje się bardziej spełniony jako muzyk, bo jest ona bogatsza, ciekawsza brzmieniowo. Grając z DJ-em nie mam takich możliwości, ale wtedy występuję przed większą publicznością. Gdziekolwiek gram, zawsze usiłuję się pokazać z jak najlepszej strony.

Współpracujesz też ostatnio z Eweliną Lisowską. Jak się poznaliście?
Poznaliśmy się na pokazie mody Agnieszki Świtały. Zostałem zaproszony jako gość specjalny, podobnie jak Ewelina. Organizator imprezy zaproponował nam, żebyśmy wystąpili w duecie. Więc spotkaliśmy się i przeprowadziliśmy próbę akustyczną z jej gitarzystą, a później graliśmy podczas pokazu.


Jesteś bardzo aktywnym muzykiem, jeśli chodzi o współpracę. Planujesz coś nowego?
Projektów jest mnóstwo, ale ciężko wszystko zrealizować na odpowiednim poziomie. Poza tym jest tzw. szklany sufit w Polsce i ciężko się przez niego przebić. Ostatnio brałem udział w akcji charytatywnej dla Dorianka zorganizowanej przez grupę G Point. Razem z wrocławskimi Dj-ami udostępniliśmy swoje wizerunki w kalendarzu, z którego sprzedaży dochód zostanie przekazany na rehabilitację dla czterolatka. Fajny projekt i szczytny cel.
Współpracuję też z producentem Dynamid Disco oraz półfinalistą programu Mam Talent, Deyvem Rajfurem, dogrywając im solówki na saksofonie.  Swój udział miałem także w produkcji płyty Deyva, która niebawem ukaże się na polskim rynku. Można mnie również zobaczyć w teledysku Wesołych Świąt Życzę Wam.


Wyjście, pierwszy kontakt wzrokowy, pierwszy dźwięk? Jaki jest twój ulubiony moment na scenie?
Poruszenie publiki, to zdecydowanie lubię najbardziej. Wychodzę na scenę, widzę ponad tysiąc osób, wszyscy patrzą na mnie i zastanawiają się, co zaraz zrobię. Wtedy gram kilka pierwszych dźwięków i po prostu nakręcam się. Biorę od nich energię, którą oddaję im podczas występu.

Wspominałeś, że jako dziecko próbowałeś też tańczyć.
Zaczęło się od tańca ludowego, później electro, breakdance. Szczerze mówiąc, nie planowałem nigdy kariery w tym kierunku, chociaż nieźle radziłem sobie na parkiecie. Niestety nie da się pogodzić wszystkiego, a jednocześnie zafascynowałem się też muzyką, więc musiałem wybrać. Zdecydowałem się na solową drogę, mimo że nie miałem pewności, że coś z tego wyjdzie. Tak naprawdę dopiero po uderzeniu w stronę klubową i osiągnięciu kolejnych szczebli, zaczęło mnie to naprawdę fascynować. Wtedy zrozumiałem, że chcę tylko grać i muszę na to postawić.

Ale na casting do Eski TV przyszedłeś bez saksofonu.
Nie zabrałem go na casting, bo chciałem, żeby ludzie zapamiętali mnie nie tylko jako muzyka. Chciałem pokazać coś innego, udowodnić, że potrafię coś zaprezentować.


 Wcześniej myślałeś o pracy prezentera czy casting do Eski traktowałeś jako kolejne drzwi do rozwoju muzycznej kariery?
Mama zawsze mi powtarzała, że mam zdolności aktorskie, ale nigdy jej nie wierzyłem. Zawsze wydawało mi się to abstrakcją. Teraz trochę zmieniłem swoje podejście. Udział w castingu był bardzo spontaniczną decyzją. Kolega powiedział, żebym poszedł, bo się nadaję. Wtedy pomyślałem– Może faktycznie spróbuję? A co mi tam. Poznam ludzi, zawsze to coś nowego. Teraz jestem na stażu, dużo się nauczyłem, poznałem też sporo ludzi. Myślę, że załapałem tzw. skilla. Na początku tremowałem się, bo nie chciałem mówić głupot, ale czuje się już swobodniej przed kamerą.

Muzyk, prezenter, ostatnio również model. To twój debiut na wybiegu?
Duże słowo wybieg. Ostatni pokaz mody był bardzo spontaniczny. Pomyślałem, że skoro tyle lat ćwiczę i mam ku temu jakieś predyspozycje, to dlaczego miałbym tego nie wykorzystać. Traktuję to jak kolejną pasję, coś nowego, coś dla siebie, zdjęcia, sprawy medialne– to mi się podoba i się tego nie wstydzę. Na początku dostałem propozycję wykorzystania mojego wizerunku w reklamie, ale niestety wzrost mi na to nie pozwolił. Później zobaczyłem ogłoszenie o pokazie mody, więc wysłałem swoje zdjęcia i udało się.


Zacząłeś dość odważnie, od pokazu bielizny.
To był bardzo nietypowy pokaz. Byłem przebrany za spartanina. Bardzo dobrze czułem się na wybiegu, pewny siebie. Spodobała mi się ta rola. Myślę, że będę kontynuował zabawę z modelingiem.

Z zawodu jesteś masażystą. Sądziłeś, że łatwo będzie pogodzić tą pracę z koncertami?
Na początku myślałem, że w tygodniu będę dorabiał jako masażysta, a w weekendy grał. Ale bardzo trudno znaleźć pracę we Wrocławiu, zwłaszcza że większość salonów stawia bardzo dziwne wymagania. Albo chcą zatrudniać same kobiety, albo, ostatnio spotkałem się z takimi warunkami, szukają wyłącznie ludzi z Tybetu do masażu tybetańskiego. (śmiech)

Do wszystkiego doszedłeś sam. Jakie cechy charakteru najbardziej ci w tym pomogły ?
Znajomi mówią, że jestem uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia. Zawsze staram się żyć chwilą, doceniać choćby najmniejsze rzeczy i przede wszystkim wierzyć we własne możliwości. Każdy ma chwile załamki, ciągle czegoś brakuje, ale wciąż ćwiczymy, staramy się coś osiągnąć, nie rezygnujemy. Najważniejsze, żeby się nie poddawać.

Co robisz, kiedy chcesz odpocząć?
Dużo śpię i chodzę na siłownię, a później znowu śpię, bo jestem zmęczony po treningu ;-) Lubię też spędzać czas ze znajomymi, z sąsiadkami, managerką.

Gdzie będziesz za 5 lat?
Dążę do kilkutysięcznej publiki, do gry na wielkiej scenie. Ale mam nadzieję, że spełnię to szybciej niż za 5 lat. Chociaż wiele osób powtarza mi, że jak na swój wiek (22l.) powinienem wyluzować i trochę poszaleć, jednak ja myślę bardziej dojrzale. Chcę coś osiągnąć i nie potrafię już żyć inaczej.




Rozmawiała Martyna Biezyńska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz